poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Przeklęty


Spoczął na kamieniu. Patrzył na smutne oczy wilczycy siedzącej przed nim na ogonie. Już mu się wszystko ułożyło w całość. Cała historia biednej dziewczyny przesuwała mu się przed oczami. Bardzo jej współczuł, młodzi pod wpływem miłości dokonują tak szalonych wyborów. Później płacą za to cenę w dorosłym życiu. Tym razem cena była bardzo wysoka, niewspółmiernie wysoka do przewiny. Życie w skórze zwierzęcia na całe życie. Przekleństwo było silne. Nie wiedział tylko, czy sobie poradzi ze zdjęciem klątwy. Musi odnaleźć jej rodzinę. Kogokolwiek. Pokręcił głową. Jej matka pewnie nie żyła.
- Wiem, że mnie rozumiesz. Zaprowadź mnie do osady cyganów, z której pochodzisz.
Wilczyca wstała. Ruszyła drogą parę kroków. Stanęła i obejrzała się na chmarnika. Ten ciężko dźwignął się z kamienia. Zerknął w niebo, westchnął. Zapowiadał się upalny dzień. Trzeba będzie zejść gdzieś do strumienia po wodę, bo w tym upale wędrówka przez cały dzień nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Ruszył powoli. Znowu wilczyca tak dostosowywała tempo marszu tak, że nie miał problemu żeby za nią nadążyć.
- Czy możemy gdzieś przejść przez strumień? Muszę się napić i nabrać wody - nawet nie czuł się dziwnie gadając do wilczycy.
Wilczyca lekko skręciła. Po chwili schodzili już ukosem stokiem. Zwierzę mądrze założyło, że jego ułomna noga sobie nie poradzi na stoku o ostrym spadku. Schodził przytrzymując się młodych buków. Powoli by się nie pośliznąć na liściach i mchu. Strumień bardziej poczuł niż zobaczył. Najpierw poczuł wilgoć, która była jak chłód piwnicy w upalny dzień w tak suchym powietrzu lasu. Odetchnął z ulgą, dopiero teraz usłyszał szmer wody śpieszącej przez las krętym wąwozem. Po paru krokach dopiero zobaczył wstążkę strumienia. Jeszcze trochę wysiłku i utrzymywania równowagi i doszedł na brzeg. Kucnął i zaczerpnął lodowatej wody w dłonie. Obmył twarz, później kark i zamoczył włosy. Tego mu było trzeba. Serce rozprowadziło chłód z szyi po całym ciele. Teraz się rozejrzał. Nic nadzwyczajnego niby, a miejsce było jakby bajeczne. Brzegi nad strumieniem się robiły płaskie tworząc nieckę, bo obu stronach kamienisty ciek porastały wysokie na metr skrzypy. Dopiero na skarpie rosły drzewa tworząc baldachim liści na przepływającą wodą. Wydawało się ze skrzypów wyskoczy rusałka lub wodnik i skoczy w wodę. Napił się wolno, by nie przeziębić gardła. Wstał i przeszedł w bród strumień. Wilczyca z całym mokrym futrem stała już po drugiej stronie. Nie starała się nawet otrzepać wilgoci z sierści, widocznie jej to też sprawiło niemałą ulgę. Każdy pies na jej miejscu wywaliłby jęzor z zadowolenia na ile by się dało, ale ona dalej patrzyła na chmarnika niezmiennie. Gdy do niej dołączył ruszyła pod górę, co chwila się oglądając na niego.
Pod koniec dnia wędrując w spiekocie doszli na brzeg polany. Chmarnik spojrzał pytająco na wilczycę, ale widział że ona też jest zdziwiona. Nagle cicho odbiegła w trawy. Coś mu nie pasowało. To nie była polana. To był wręcz brzeg lasu, trawy porastały tutaj wyjątkowo wysoko na zmianę z kępami pokrzyw. Widział już takie polany. Wszędzie tam, gdzie pozostały tylko fundamenty po wiosce. Nie ruszał się z miejsca, wiedział, że wilczyca zaraz wróci. Po chwili bury cień wychylił się z traw. Ruchem ciała zachęciła go, żeby za nią poszedł. Rozgarniając trawy starał się jej nie zgubić. Zobaczył że stanęła i siadła. Stanął obok zastanawiając się, co ma przed sobą. Dopiero po chwili zorientował się, że ma przed sobą niewielki kopczyk ziemi z wbitym palem, z którego odpadła poprzeczna belka. Krzyż. Stali nad grobem. Czyim? Popatrzył na wilczycę. Ta na niego. Uniosła łeb w niebo i zawyła. Długo i przenikliwie. Już wiedział. Jej matki. Została tu pochowana, bo zapewne pop odmówił pochówku na cmentarzu zamawiającej. Wilczyca ciągle wyła. Czuł ciarki na grzbiecie. Choć wiedział, że nic mu nie grozi. Instynkt dawała jednak znać o sobie. Tak jak podejrzewał - matka nie żyła od dawna. Co gorsza wioska opustoszała, ostatnio jakiś najazdów nie było, przyczyna mogła być tylko jedna - zaraza. Spalone do fundamentów chatynki by to potwierdzały. Rozejrzał się i zobaczył studnię. Dziwne, bo ta nie była zawalona. W najlepszym stanie też nie była, ale w razie zarazy studnię się zasypywało. Może to nie była zaraza. Może jeszcze może odnaleźć jej rodzinę.
- Ruszamy!

Brak komentarzy: