czwartek, 7 maja 2009

Przeklęty


Oddech parował w zimnym powietrzu nocy. Para unosiła się i rozpływała mgliście przed oczami. Chmarnik siedział w lesie na tym samym co ostatnio przydrożnym kamieniu. Czekał w mrokach bezksiężycowej nocy na wschód słońca. Nie bał się lasu, choć wiedział z doświadczenia, że gdy noc obejmowała las w posiadanie ograniczenie wzroku jako zmysłu na rzecz słuchu sprawiało, że wielu ludzi dostawało ciarki na grzbiecie. Tym silniej było to powodowane odmiennymi odgłosami nocnymi niż dziennymi, a słuch dodatkowo podpowiadał przestraszonej wyobraźni niestworzone historie. Chmarnik spokojnie się wsłuchiwał w otoczenie. Czekał sam. Wilczyca gdzieś znikła o zachodzie słońca, wiedział, że wróci na czas. Mocno ciekawiło go co jeszcze przemieniona dziewczyna umyśliła sobie zrobić tej nocy. Zanim zapadł zmierzch ułożył na drodze stosik na ognisko, dbając o to, żeby w jego skład wchodziły kawałki drzewa z belki, której użył do rozpalenia ogniska koło studni dnia poprzedniego. Był niemal pewny, że właśnie rozpalenie ogniska z pozostałości domu starej znachorki przywołało jej ducha, który nie mógł odejść tak jak chłop, którego przeklęła za życia. Miał nadzieję, że stara miała rację, że gdy w jednym miejscu spojrzą na siebie ona, córka i chłop przekleństwo straci swą moc. Wiedział jednak, że w taki sposób się skończy ta historia przy dużej dozie szczęścia. Tak się takie historie kończą tylko w bajkach. Zanim ujrzy słońce będzie znał już wszystkie odpowiedzi. Spojrzał w gwiazdy, do świtu nie zostało już dużo czasu. Mrok zaczął rzednąć wokół niego, początkowo bardziej na drodze pozostawiając cieniom miejsce miedzy pniami drzew. Bardziej poczuł niż wyczuł zmysłami obok siebie obecność, zerknął i zobaczył wilczycę patrzącą na niego z niepokojem w oczach.
- Może się uda. To wasza jedyna szansa - głos brzmiał dziwnie głośno w mrokach lasu.
Nagle koło wilczycy wytoczyła się na drogę szara kulka. Małe szczenię zapiszczało strachliwie i schowało się między łapy wilczycy. Chmarnik potrzebował chwili, żeby zamknąć rozdziawione ze zdziwienia usta. Różnie sobie sobie wyobrażał niezałatwione sprawy wilczycy, ale to mu do głowy nie przyszło. A powinno przecież, bo dziewczyna w chwili rzucenia przekleństwa była w ciąży i jak czas się zatrzymał dla niej tak samo i dla maleństwa. Westchnął ciężko, to komplikuje sprawy. Jeśli do tej pory miał nadzieję, to prysła w jednej chwili. Już zaczynał dostrzegać szczegóły otoczenia w nocy ustępującej powoli miejsca świtowi. Chmarnik wyjął krzesiwo i hubkę, stanął niedaleko miejsca na ognisko i czekał. Głową wskazał wilczycy miejsce przy drodze. Czekał nasłuchując. Wreszcie. Znajomy dźwięk wozu pnącego się pod górę. Jeszcze czekał. Dźwięk narastał. Wiedział, że jeszcze chwilka, słyszał go już dwa razy zanim go zobaczył. Nagle skrzesał ogień, hubka się zajęła w jednej chwili, zbliżył ją do suchych traw pod drwami. Ognisko zapłonęło początkowo nieśmiało, by nagle buchnąć jasnym płomieniem. W jego świetle ujrzał konia a za nim wóz i siedzącego w kapturze chłopa. Koń się wzdrygnął jakby usiadła na nim mucha i targnął łbem jakby zarżał ale bez głosu. Chmarnik wiedział co zobaczył, po drugiej stronie ogniska stała postać. Cała trójca wymieniła spojrzenia. Wiedział, że to ten moment, wyszeptał szybko właściwe słowa. Ogień przygasł jakby go przydusiła wielka dłoń. Gdy zapłonął znowu, chmarnik nie dostrzegł staruchy ani chłopa, oczywiście koń i wóz też zniknęli. Odwrócił głowę w stronę wilczycy, ale już wiedział. Niezmieniona spojrzała mu smutno w oczy, obok siedział zdziwiony malec. Wilczyca polizała chłopca po twarzy i popchnęła go nosem w stronę chmarnika. Ten wiedział, że jedynie znachorka we wsi może się nim zająć.
- Oddam go znachorce. Będziesz wiedziała, gdzie jest. - nie umiał zdobyć się na słowa pociechy lub współczucia, byłyby spłycające żal, który zapewne czuła.
Jeszcze raz spojrzała mu w oczy i znikła między drzewami. Wziął chłopca na ręce i ruszył powoli do wsi. Z dali dobiegło go przejmujące wycie wilka, trwało długo, wyciskając żal, który czuł, wydawało się, że nigdy wyć nie przestanie. Nie umiał nic tutaj poradzić. Nigdy nie czuł się tak bezsilny. Na przekleństwo matki nie ma rady, ale spróbować musiał.

Brak komentarzy: