wtorek, 15 września 2009

Monastyr


Przed bramą klasztoru zebrał się tłumek, gwar niósł się daleko, z rozmów wynikało, że nawet ludziska zakłady porobili, co czeka chmarnika. Niecierpliwie więc oczekiwano wyroku inkwizycji. Skrzypnęły zawiasy zgrzytliwie od bramy, otwarła się nie tylko furtka, ale cała brama przez którą wyszli w orszaku wszyscy zakonnicy. Na końcu szedł opat i inkwizytor, a za nimi dwóch osiłków prowadziło pod ramiona otumanionego chmarnika. Przez tłum przeszedł szum, dały się słyszeć szepty:
- Widać mąk nie wytrzymał.
- Ale go poturbowali.
Trudno je wziąć za współczucie, więc twarz opata rozpromienił uśmiech, bo spodziewał się kłopotów jako, że chmarnik znany był w Karpatach. Stanęli obaj z wychudłym jak śmierć inkwizytorem na podwyższeniu. Ten podniósł rękę na znak, że chce mówić.
- Są tacy, którym się wydaje, że mogą w niedzielę do świątyni pańskiej chodzić, a w chałupie jak ksiądz czy pop nie widzi czary odprawiać. Że są miejsca na tym padole, gdzie wzrok jego eminencji nie sięga. Nic bardziej mylnego. Ten tu pochwycony na licu przez ludzi zwanym chmarnikiem oskarżony o czary nie przyznaje się do win nawet na mękach. Zwyczajem jest, żeby takich poddać próbie wody. Wrzucony on zostanie na głębinę Sanu kole kamienia. Jeśli czartu zależy na tym pomiocie utonąć mu nie da, wówczas wyłowiony zostanie spalony, co oczyści jego potępioną duszę. Gdybyś zaś nie wypłynął, postaramy się zwłoki wyłowić i jako niewinne w uświęconej ziemi pochować.
- Jakby nie było długie życie go czeka - z tłumu się wyrwał jakiś wesołek.
- Zamilknij grzeszniku. Na wieś nakładam zaś post 100 dni za goszczenie tego piekielnika, a na koniec postu mają do zakonu dostarczyć zadośćuczynienie w postaci wyznaczonej przez świętobliwego opata.
Na ostatnie słowa twarz opata rozpromienił błogi uśmiech.
- Czyńcie swoje - zakonnik skinął na drabów szarpiących chwiejącym się chmarnikiem o nieprzytomnych oczach. Ci pociągnęli go do woza, by tam bez ceregieli rzucić go na słomę. Sami siedli koło woźnicy i furmanka ruszyła powoli. Tłum ruszył za powozem jakby w pogrzebowym orszaku, każdy chciał zobaczyć wyżej rzeczona próbę wody. Po niedługim czasie, bo do Sanu wszak było niedaleko, powóz stanął. Z woza zdarli coraz bardziej nieprzytomnego chmarnika i powlekli w kierunku wody. Wysoki był stan, w nocy przecież przeszła burza, dopiero woda górskimi strumieniami spłynęła na ranek.
- Nie wypłynie, nie ma szans - ludzie wiedzieli co znaczy wpaść do wody w tym miejscu po burzy.
Osiłek jeszcze wyrżnął chmarnika z pięści w twarz, a ten malowniczo przewalił się do tyłu w nurty Sanu. Woda zamknęła się za nim jak za kamieniem i wchłonęła bezwładne ciało.
- Odmawiajmy pacierze o jego duszę - zakonnik postanowił odmierzyć czas.
Po 5 powtórzeniu zaordynował:
- Widać nie kłamał i niewinny był. Odnaleźć zwłoki i pochować. Wy tam z brzega idźcie w dół rzeki sprawdzić czy gdzieś ciało nie wypłynęło na kamienie, a wy - tu wskazał na osiłków - brać się za osęki i przeszukiwać dno.
Kilku z tłumu rzuciło się w dół rzeki, każdy chciał pierwszy znaleźć zwłoki. Obaj niosący wcześniej chmarnika zaczęli systematycznie opukiwać dno kijami, i nikogo nie zdziwiło, że jakby delikatniej niż należało.
Po chwili jeden z nich drgnął. Zaczął coś mruczeć i nie mogąc nic powiedzieć niemym gardłem machał tylko ręką na drugiego. Ten zrozumiawszy, że pierwszy oczekuje pomocy, zbliżył się i też zaczął opukiwać dno blisko. Nagle jeden wyraźnie poczuł ciężar na żerdzi i zaczął ją sapiąc wyciągać. Ludzie rzucili się pomóc, na brzeg wyciągnęli blade ciało chmarnika. Wszyscy ściągnęli nakrycie głowy, klęknęli i zaczęli odmawiać modlitwę za zmarłych.
- Odwrócić go na bok i stuknąć w plecy, żeby się upewnić czy jakieś złe z wody się duszy nie czepiło.
Ludzie nie znali zwyczajów inkwizycji, ale opat drgnął zdziwiony i zmarszczywszy brwi zerknął na prowadzącego próbę. Jeden z pomocników zakonnika wykonał polecenie, z ust chmarnika wylała się woda. Ludzie się przeżegnali odruchowo ją biorąc za wodnika lub inne złe z rzeki.
- Teraz go pochowamy jak przystoi na cmentarzu - zakonnik wydał kolejne polecenie- ale nie zwlekajcie, do wieczora ma być w ziemi, a na grobie czosnek połóżcie na wszelki wypadek. Tylko żeby mi po nocy nikt nie próbował robić mi żadnych pogańskich prób z kołkami i obcinaniem głowy.
Usłyszał krzyk orlika w górze. Zerknął w niebo.
- To dobra wróżba dla ciebie chmarniku. Czy będziesz żył jak cię odkopię w nocy? - pomyślał.
Ludzie delikatnie ułożyli zwłoki na wozie i ten poturlał się do wsi.

Brak komentarzy: