sobota, 6 grudnia 2008

fotosynteza


Nie mam czasu. Byle do świąt. Później i dzień będzie dłuższy, a i więcej dni pogodnych. Ja to chyba fotosyntezę przeprowadzam, bo jak jest słońce to aż się chce żyć. Tyle, że w pracy się nie chce siedzieć, bo już bym się powlókł gdzieś z plecaczkiem po lesie. Świąt też czekam jak zbawienia, bo będzie okazja na spacery. Może w tym roku też będzie śnieg to i zdjęcia jakieś się zrobi. Nawet w zimie lubię się powłóczyć po lesie. Posłuchać ciszy. Tak, ciszy. Dopiero tam zdaję sobie sprawę, że przecież cały dzień jestem otoczony informacjami i dźwiękami. Pozornie nieistotne, ale chyba jednak męczące, skoro w ciszy odczuwam przyjemność. Z drugiej strony jednak smutno w zimie. Brak zieleni, radosnych ptaków, brzęczących owadów. Czasami tylko jakieś tropy przecinają ścieżkę. Śnieg przyjemnie skrzypi pod butami, mróz łaskocze w nos, ale jednak ciepło jak się idzie. Nawet tak ciepło, ma się ochotę zdjąć rękawiczki i czapkę, co czasami robię. Trzeba się oderwać od codzienności, żeby złapać trochę świeżości umysłu i sił motywacji na każdy nowy dzień. I tak żyję od wolnego do wolnego, od wycieczki do wycieczki. Czasami się zastanawiam, czy jakbym wygrał w totka, to bym wybudował sobie chatkę w górach. Przeprowadził się. Zaszył się w takiej dziurze. I nic tylko ryby, grzyby, fotki. A w długie wieczory pisałbym głupoty w necie. A później przychodzi refleksja, czy by mi to wystarczyło. Czy wówczas smakowałoby tak samo. Im bardziej coś jest nieosiągalne to smakuje lepiej. Więc chyba lepiej jest, jak jest. Czekam. Jeszcze dwa tygodnie.

Brak komentarzy: