poniedziałek, 8 grudnia 2008

Doskonalenie się


Musashi Miyamoto, prawdopodobnie największy szermierz w historii, przez całe swoje życie wygrał ponad sześćdziesiąt pojedynków, by pod koniec życia zacząć się zastanawiać, czy faktycznie osiągnął doskonałość, czy po prostu jego przeciwnicy byli słabi i nie trafił na kogoś lepszego od siebie. Mam wrażenie, że w obecnym świecie, w całym jego pośpiechu, zgubiliśmy zdolność doskonalenia siebie tylko dla samego celu. Na każdej drodze wyznaczamy sobie szereg małych stopni i po osiągnięciu określonego usatysfakcjonowani wynikiem przerywamy, by zająć się czymś innym. Sam nigdy po egzaminie, z którego dostałem piątkę, nie wracałem do domu i brałem książkę do ręki. Nigdy nie uznałem, że pytania być może były za łatwe i materiał tak naprawdę nie jest opanowany. Tym wyraźniej widzę to dzisiaj, gdy jestem i uczniem i nauczycielem. Szczęśliwy ten nauczyciel, do którego uczniowie przychodzą dobrowolnie i chętnie. Tak jest na zajęciach karate, na które chodzę. Mimo, że są kolejne stopnie, które można pokonywać, nie są one obwarowane przymusem i ramami czasowymi. Nikt nie zostanie wydalony, gdy nie podejdzie lub nie zda egzaminu. Wszystko się rozbija jedynie o chęci ucznia i jego zaangażowanie. Inaczej jest na zajęciach, które ja prowadzę, gdzie uczniowie są obwarowani szeregiem zasad. Coraz częściej mam wrażenie, że niemożliwe jest zmotywowanie do uczenia się dla samej nauki. Wydaje się, że uczą się, żeby tylko dostać wpis i przejść do następnego etapu. Koło się zamyka. Zasady wiążą ucznia, uczeń by je spełnić spycha naukę na plan dalszy. Materiału jest coraz więcej, a coraz słabszy kontakt z uczniem, by wskazać mu jego błędy i niedoskonałości. Czasami bezsilność bardzo rozczarowuje. Wolę się uczyć niż być nauczycielem.

Brak komentarzy: