niedziela, 25 stycznia 2009

Chmarnik


Chmarnik siedział wpatrzony w kufel. Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Patrzył w kufel jakby od tego zależało jego życie. Najgorsze, że w kuflu było mleko. Nie. To nie było najgorsze. Najgorsze było to, że się z niego nie mógł nawet napić, a coraz bardziej odczuwał skutki wczorajszego picia z sołtysem. W głowę stukał mu rytmicznie dzięcioł na przemian z kowalem, w brzuchu pływało coś bliżej nieokreślonego, a piasek pod powiekami drażnił oczy. Mimo to siedział nad mlekiem zamiast piwa i nawet go nie zamierzał tknąć. Choć wolał piwo, to mleko było niezbędne. Z sołtysem oczywiście nie pił z miłości do sołtysa, ale by uwiarygodnić dzisiejsze przesiadywanie nad kuflem mleka. Ludzie różnie kaca leczą przecież. To sołtys zapałał do chmarnika takim afektem pod koniec biesiadowania, że czule się do niego zwrócił parę razy chmarnisiu i obiecywał mu rękę swojej córki Kaśki, ponoć hojnie obdarzonej, jak sam sołtys zachwalał, tam gdzie mężczyźni lubią składać głowę i tam, czym orzechy rozgniatała jak siadała. Choć wiedział, że pili okowitę, to przysiągłby, że do niej miejscowi dawali jad żmii, bo po zwykłej okowicie to mu jeszcze nigdy niewidzialny dzięcioł dziupli w głowie nie robił. Cokolwiek by nie pili, to kac był ogromny, a on siedział nad mlekiem i musiał nad nim siedzieć cały ranek. Niedzielna msza właśnie się skończyła, miejscowi chłopi jak zwykle przychodzili do karczmy na okowitę lub piwo, by omówić bieżące sprawy wsi. Nikogo nie mogło zabraknąć, szczególnie, że była okazja obejrzeć chmarnika i to sponiewieranego przez sołtysa w pojedynku na kieliszki. Miejscowi nie byli wyjątkiem - nic tak nie cieszy bliźniego jak kac drugiego. Chmarnikowi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Specjalnie usadowił się przy drzwiach, tak by każdy wchodzący przeszedł koło niego i co ważniejsze koło kufla. Gęślika posadził w drugim końcu sali tak by widział jego twarz i wchodzących. Gęślik czekał na znak od chmarnika, miał zapamiętać tego przybysza, przy którym chmarnik mrugnie okiem. Ale na razie chmarnik miał zwieszoną głowę i patrzył w mleko. Czekał na tego mężczyznę, którego nieszczęśliwa miłość skłoniła do sprowadzenia zła do wsi. Wiedział, że gdy on wejdzie mleko w kuflu natychmiast zamieni się serwatkę. Był to od wieków znany powszechnie ludowy sposób na rozpoznawanie tych z klątwą, złym spojrzeniem, czarownic i innych co sięgali po zło. Choć był on powszechnie znany, to nieliczni wiedzieli od jakiej krowy ma być mleko, co krowa powinna jeść i z jakiego udoju ma pochodzić. Niewtajemniczonym raz na jakiś czas się udawało trafić i to im wystarczyło. Chmarnik dokładnie wiedział, bo musiał być pewien, że się nie pomyli. Biorąc pod uwagę jakimi ziołami nakarmił krowę, tym bardziej nie zamierzał pić tego mleka. Nie bał się, że całą noc będzie śnił o hojnie wyposażonej Kaśce, ale bieganie na golasa po wsi w jej poszukiwaniu mogłoby nadszarpnąć znacząco jego reputację. Nagle jego rozmyślania przerwał Gęślik, który wcisnął się obok.
- Panie, wszyscy ze wsi już byli.
Chmarnik wyjął monetę i dał chłopcu, a ten uszczęśliwiony od razu pobiegł do karczmarza wymienić ją na jakieś łakocie. Plan zawiódł. Choć może nie. Jedną ewentualność wyeliminował. To nie mężczyzna przeżył zawód miłosny. To musiała być kobieta. A to wyjaśniało potęgę uroku. Nagle koło niego zwalił się już nieźle podchmielony sołtys.
- Może piwko kochany zięciu?

Brak komentarzy: