niedziela, 9 listopada 2008

Chmarnik

Od lasu w stronę wsi gościńcem szedł człowiek. Nie trzeba było być wprawnym obserwatorem, żeby dostrzec, że utykał na prawą nogę, tak jakby ją ciągnął za sobą. Prawa ręka też jakby zostawała za plecami, od urodzenia miał ją skurczoną i powykręcaną. Również prawa powieka opadała mu na oko, co sprawiało, że rozmawiający z nim ludzie nie mogli mu długo patrzeć w oczy. Tak więc prawa strona jego ciała nie była bardzo podobna do lewej, co powodowało właśnie kłopoty w poruszaniu, pomagał sobie w marszu, a raczej w powolnym pochodzie podpierając się kijem. Ubrany był jak przeciętny chłop, mimo, że głodem nie przymierał, starał się nie wyróżniać strojem, zaoszczędziło mu to już wielokrotnie kłopotów. Mimo, że szedł z wyraźnym trudem nigdy nie zaproponowano mu podwiezienia furmanką, powszechnie uważano taki gest za przynoszący nieszczęście z racji tego czym się zajmował. Nie dbał o to. Unikał ludzi, poza tymi nielicznymi dniami, kiedy wiedział na pewno, że znajdzie zatrudnienie. A teraz był o tym przekonany, dlatego zmierzał do wsi. W okolicznych osadach dowiedział się, że w dolinie od wielu tygodni nie padał już deszcz tej wiosny. Wiedział, że będzie potrzebny. Wiedział też, że ludzie zapłacą więcej niż zwykle, jeśli chcą mieć co jeść zimą. Nie przeszkadzała mu obecność popa we wsi, jemu to nic nie komplikowało, za dodatkową dyskrecję chłopi zapłacą więcej. Później i tak się ktoś na spowiedzi wygada. Zmierzał do wsi, na przylegających polach nie było nikogo, zbyt gorąco nawet jeśli to był maj na pracę w południe. Nagle przy pierwszych budynkach poczuł mrówki w zdeformowanej ręce. Już wiedział, że być może znajdzie dodatkowe zatrudnienie, lepiej płatne, a związane z tym, co rodziło się w pewnej młodej głowie w te wsi.......

Brak komentarzy: