czwartek, 13 listopada 2008

Chmarnik


Wszedł miedzy budynki. Niczym się nie różniły od tych, które widział w życiu. Poza tym, że podwórza były puste. Mieszkańcy chronili się przed upałem w drewnianych chatach. Może i lepiej. Ludzi zawsze irytował brak reakcji psów we wsi na jego obecność. Ogólnie przyjęte było i nikogo to nie dziwiło, że każdy obcy w każdej wsi był solidnie obszczekany przez wszystkie kundle i jeśli uniknął poszarpania nogawek mógł się uważać za szczęściarza. Jednakże na widok tego wyjątkowego przybysza psy milczały. To nie tak, że się bały, one po prostu traktowały go obojętnie, tak jakby go w ogóle nie widziały. Poświęcały mu nawet mniej uwagi niż dopiero co obsikanemu drzewu. I właśnie to irytowało mieszkańców wsi. Wchodząc do wsi wiedział, że nie powinien iść do sołtysa, straciłby lepszą pozycję przetargową, nie chciałby wyglądać na takiego, co szuka pracy. Swoje kroki skierował do karczmy. Ale nie wchodził do środka. Stary Żyd wyniósł mu piwo w podcienia i szybko znikł. Dla niego każdy klient to interes i nic więcej ani mniej. Zimne piwo w taki upał chłodziło nie tylko gardło, ale całe ciało. Miał niemalże wrażenie, że umysł także. Goryczka przyjemnie rozpływała się w ustach. Nie było najlepsze jakie pił w życiu, skąd takie piwo w tej dziurze, ale w taki upał woda ze studni by się wydawała ambrozją. Zamyślił się nad pracą, którą mu przyjdzie wykonać. Wiedział, że sprowadzenie deszczu nie będzie dla niego wyjątkowo trudne, nie zamierzał tego robić od razu, bo praca łatwo wykonana nie wydaje się warta wysokiej zapłaty. A miał nadzieję, że wytarguje więcej niż zwykle jeśli miejscowy pan będzie również zainteresowany plonami w tym roku. Wiedział, że sołtys już jest powiadomiony. Pozostawało tylko czekać.

Brak komentarzy: